Siedem lat zostawiłem w Lublinie,
siedem tłustych jak bigos lat.
Pamięć o nich w sercu nie zginie,
pamięć wieczna, jak wieczny jest świat.
Miłości pierwsze tam zostawiłem,
młode niczym dzień wiosny pierwszy,
karmione w Czarciej białym winem,
karmione śpiewem białych wierszy.
Tam życie mej córki zbudziłem,
kolorowe jak barwy pór roku.
Tam przez życie kroczyć uczyłem
i stąpać słusznie krok po kroku.
Dziś czeka w topolach szkoła,
topolami też szumi i praca,
bym kraje zwiedzając dokoła,
w swoich myślach do nich powracał.
Koleżanki wciąż lata liczą,
Kolegów skroń srebrem sprószona.
Czasami przez telefon krzyczą:
przyjacielu – wracaj tu do nas.
Wtórują im zdarte ulice,
wtórują alejki nad stawem.
Choć dzisiaj mam inną stolicę,
powrócę do nich niebawem.
Warszawa kwiecień 2004