ON:
Nie chcę, by rzeczywistość świeciła podwójnie
innym blaskiem na północ, innym na południe,
żeby mowy srebrzystej zmieniła balsamy
w piekielnego kamienia ślady – czarne plamy.
Nie chcę, by matowiała pośród obcych włości,
błyszczała tylko w chwilach wspólnej namiętności,
żeby głucha się stała na złe porównania,
ubierała zazdrością niełatwe rozstania.
Chcę by tylko promienie przynosiła w dłoniach,
by mogły jak fregata w poezji Lechonia,
od Dziedzica tkwiącego na niebie przytomnie,
płynąć zawsze falami od Ciebie i do mnie.
ONA:
Kiedyś przyjdą te chwile, na które czekamy.
I rzeczywistość jednym blaskiem nam zaświeci.
z dźwięków srebrzystej mowy zmyje czarne plamy,
łachmany brudnych myśli wyrzuci do śmieci.
I wtedy zabłyszczy pośród obcych włości,
NIE, nie tylko w chwilach wspólnej namiętności.
I nie ogłuchnie słysząc podłe porównania,
w zrozumienie odzieje długie pożegnania.
A przecież już teraz w dłoniach wciąż unosi
promienie skradzione Temu co na niebie.
I wraz z nimi, wbrew prawom rozsądku, przynosi,
me serce, które bije z Tobą i do Ciebie.
A ty się nie gniewaj, to taka zabawa w słowa…..Kocham Cię
Warszawa kwiecień 2010