Znajomi do Tajlandii wyruszyli w lutym,
dwa miesiące po salwie podmorskiej szpicruty.
Nie zrezygnowali z planów choć mieli wyrzuty,
że jadą do kraju, w którym jak mamuty
wielkie fale zdeptały małe szczęścia łuty,
zostawiając po bitwie żywych serc kikuty,
na spękanych wałach zalanej reduty.
Nowe martwe morze dzierży atrybuty
władzy, w żywych ciałach na wieki zakutych
w ściśnięte otchłanią bursztynu surduty,
i w tętniących życiem umysłach zatrutych
jadowitą kroplą szalonej cykuty.
Szepcąc w zamyśleniu wersety pokuty
za dusz zaginionych do nieba marszruty,
zapadając w milczenia zastygłe minuty,
oddając zmarłym w hołdzie pietyzmu saluty,
umyka chęć na przygód tajlandzkich debiuty.
Rawa Mazowiecka luty 2005