Podziwia cię wielu oddając pokłony,
w codziennej zabawie czekając na dary.
Znienacka wdziewają amnezji zasłony,
gdy w ręku twym widzą cierpienia sztandary.
Pod bólu chorągwią życia defilady.
Lecz gdybyś na drodze nie znalazł kamieni,
jak mógłbyś idąc przez wieku dekady,
trud długiego marszu, bez przeszkód, docenić?
Zwyciężyć można w boju głodnego olbrzyma,
czerpiąc doświadczenie ze zdroju słabości,
by dusza mogła siłę z cierpienia otrzymać,
i odbić się jak pocisk od dna niepewności.
Kiedyś na Golgocie na krzyżu umierał
Zbawiciel w męczarni pełnej poświęcenia.
Musiał dna dosięgnąć nim grzechy pościerał
i wstąpił do nieba w glorii odkupienia.
Potęgi narodów zostały wzniesione
na nieludzkich mękach w cierniowych koronach.
Świat skręcając karki w nadzieję zwątpione,
wzmocnił w miejscach złamań wspólnoty ramiona.
Termometrem cierpień wielką przyjaźń mierzysz
wsłuchując się w tętno, gdy bije dla ciebie.
Czując ciepły dotyk wolności uwierzysz,
że miłość zawita, gdy będziesz w potrzebie.
Rawa Mazowiecka marzec 2005